To właśnie o tej książce chcę Wam dzisiaj opowiedzieć. Zaparzcie ciepłe kakałko i zapraszam na wieczorną recenzję Zanim się Pojawiłeś!
Najpierw byłam na filmie( tak wiem, tak się nie robi, ale wybaczcie mi ten jeden jedyny raz), który naprawdę mi się spodobał i powiem Wam w tajemnicy, że się wzruszyłam. Ponieważ nie czytałam książki nie znałam zakończenia, które wydało mi się naprawdę zaskakujące.
Potem dostałam książkę. Ponieważ tak dużo gadam na ich temat, przyjaciele nie mają problemu z wyborem prezentu dla mnie.
Przyznam, że książka jest okay. Dlaczego tylko okay?
Może to wina tego, że poszłam najpierw na film, ale tą pozycję, czytało się po prostu dobrze i wydaje mi się, że 'okay' to najlepsze sformułowanie jakie określa Zanim się Pojawiłeś. Jest to naprawdę przyjemna smutna książka, która porusza ciekawą problematykę, w ciekawy sposób ukazuje miłość i to co robimy dla niej lub czego nie robimy.
Zanim się Pojawiłeś nauczyło mnie, że w życiu zdarzają się różne rzeczy i na niektóre najzwyczajniej nie mamy wpływu. Nauczyła mnie, że decyzje to bardzo delikatny temat jednak jeśli kogoś kochamy, to niezależnie czy ta decyzja będzie się nam podobać czy nie, będziemy wspierać osobę na której nam zależy. Sama postać Lou pokazała mi, że łzy są naturalne kiedy nas coś boli, kiedy cierpimy, więc wypłakanie się jest w porządku jeśli tylko tego potrzebujesz, bo kiedy się wypłaczesz, oczyścisz się, uspokoisz i spojrzysz na to w inny sposób.
Tak przy okazji smutnych książek. Nie lubię romansów gdzie jest ukazana sztuczna miłość, gdzie wszystko jest kolorowo i każdy jest zadowolony. Za to kocham te gdzie jest pokazane prawdziwe życie, gdzie brana pod uwagę jest choroba, śmierć, problemy, rozstania. Może w związku z tym powinnam zrobić mój ranking najlepszych smutnych obyczajówek? Co Wy na to? :)
Tym akcentem kończę dzisiejszy dzień i pozostawiam z obietnicą, że następna recenzja to będzie Dwór Skrzydeł i Zguby! <3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz